niedziela, 15 grudnia 2013

Ósmy " Nie warto "


KOMENTARZ=MOCNA ZACHĘTA DO DALSZEGO PISANIA


Na dziewięćdziesiąt dziewięć i dziewięć dziesiątych procent byłam pewna, że śnię, a powody były dwa. Po pierwsze stałam na niewielkim placu zabaw, oświetlona byłam jasnym światłem padającym wprost z bezchmurnego nieba, co jest dość rzadko spotykane w deszczowym Londynie. Po drugie, obok mnie stała moja ciotka Pattie, którą ostatni raz widziałam na święta Bożego Narodzenia 12 lat temu. Nie zmieniła się zbytnio - wciąż te same oczy i włosy, które zawstydziłyby najciemniejszą noc. Ciemne włosy opadały jej lekko skręconymi puklami na chude ramiona. Na twarzy dostrzegłam delikatne zmarszczki, usytuowane tuż przy jej ślicznych, wciąż młodych oczach. W jednej chwili krajobraz zmienił się i znajdowałam się w zaułku ulicy. Co tutaj robię? Co to ma wszystko znaczyć? Gdzie podziała się ciocia? Miałam tyle pytań, a żadnej racjonalnej odpowiedzi...

Obudziłam się raptownie, otwierając jednocześnie szeroko oczy. Serce waliło mi jak oszalałe. Miejsce oślepiającego słońca z mojego snu zajęły ciemne chmury zajmujące całe niebo. To tylko sen, powtarzałam To tylko sen. 
Gdy zjawiłam się w sali od angielskiego, siedział już w naszej ławce niezgrabnie podpierając głowę na prawej ręce. Jego wzrok utkwiony był w krajobraz za zardzewiałym już oknem. Usiadłam obok niego, lecz nie zauważył mojej obecności. Chyba, że nie chciał jej zauważyć.
- Cześć, Harry - powiedziałam z entuzjazmem w głosie, lecz on odwrócił się tylko na chwilę, tak, że ledwo zdołałam ujrzeć jego zmęczone oczy i kiwnął głową. To był ostatni raz, kiedy nawiązałam z nim jakikolwiek kontakt. Mimo, iż dzieliliśmy jedną ławkę, chodziliśmy do tej samej szkoły, widywaliśmy się codziennie, to ani ja, ani on nie dążyliśmy do tego, aby ten kontakt odnowić. To stało się tak nagle. Wydawało mi się, że przełamałam swoją nieśmiałość, że odnajdę się w naszych relacjach, ale najwidoczniej to nie było mi pisane. Życie pisze nam różne scenariusze. Fortuna jest czasami niesprawiedliwa, zabiera szczęście innym, na rzecz drugich, ale powinniśmy się z tym uporać i nie próbować igrać z naszym losem. Było mi ciężko zapanować nad uczuciami i nie mogąc się powstrzymać, przyglądałam się mu na stołówce podczas lunchu, kiedy siedział wraz z resztą zespołu i Lily. Parę razy próbowała mnie przekonać do tego, abym jadała z nimi. Nawet przez jakiś czas sporo się nad tym zastanawiałam, ale szybko wyrzuciłam tą myśl z głowy. Cholernie tęskniłam za jego głosem, spierzchniętymi ustami, o których marzyłam , jego wzrokiem wpatrującym się w moje oczy, dołeczkami pojawiającymi się za każdym razem, kiedy się uśmiechał. Z niewiadomej mi przyczyny nie chciał nawiązywać ze mną kontaktu, więc jeśli przyjęłabym propozycję Lily, sprawiałabym u Harrego dyskomfort. Lily po trzeciej randce z Zaynem postanowiła dosiąść się do chłopaków. Oczywiście odbyła się mną wcześniejszą rozmowę, która dotyczyła mojego pozwolenia. Jest dużą dziewczyną i wie na co się pisze, a jeśli naprawdę tego chce, nie mogę jej zabronić.
Ostatnimi czasy polepszył się mój kontakt z Jenny. Niska blondynka i kocich oczach. Naprawdę się lubiłyśmy, gdy chodziłyśmy jeszcze do podstawówki. Kiedy przyjeżdżałam do Londynu na wakacje, często się spotykałyśmy. Chodziłyśmy do kina, na miejscowe zabawy i lodowisko. Wspominałam już, że od pierwszej klasy podoba się jej Ben Charmelan? To strasznie zawstydzająca sytuacja, ale od kilku dni bardzo często zaczepiał mnie na lunchu lub też na lekcjach tuż przed przyjściem nauczycieli. W pierwszy poniedziałek listopada Jenny zapytała mnie, czy miałabym coś przeciwko jeśli zaproponowałaby Benowi wspólny wieczór na Balu Jesiennym, który odbyć miał się na dwa tygodnie.
- Jesteś pewna? Zauważyłam, że spędzacie ze sobą dużo czasu. - wciąż upewniała się w moich słowach, które zdecydowanie zaprzeczały temu, iż miałam zamiar zaprosić Bena.
- Nie, Jenny. Miałam w planach kolejny seans filmowy w Ice Castle. - wyjaśniłam jej, kiedy przekroczyłyśmy próg szkoły.
- Dziękuję!
- Bawcie się dobrze - rzekłam w pośpiechu i udałam się do klasy fizycznej.
Następnego dnia zauważyłam, że obydwoje są nadzwyczajnie milczący. Na lunchu wybrali stoliki jak najdalej od siebie, a na lekcji angielskiego zmienili swoje miejsca, aby nie dzielić ze sobą ławki. Byłam pewna, że pomiędzy nimi coś się wydarzyło. Utwierdził mnie fakt, że Jenny ani razu tego dnia nie wspomniała o zbliżającym się balu. Kiedy kierowałam się w stronę parkingu, drogę zaszedł mi Ben. Stał bardzo blisko, prawie czułam jego oddech na twarzy. Biło od niego zdenerwowanie.
- Cześć, Mia - powiedział lekko zawstydzony. - Wiesz...Jennifer zaprosiła mnie na bal.
- Tak? To świetnie. Powinieneś pójść! - namawiałam go, ponieważ wiedziałam jakie to ważne dla Jenn.
- Tak...Tylko zastanawiałem się, że może...ty chciałaś mnie zaprosić. - spuścił głowę, a mój wzrok spoczął na sylwetce Harrego, który stał oparty o samochód jednego z chłopaków. Miał grobową twarz. Wpatrywałam się w niego, dopóki Ben nie odchrząknął, dając mi znak, że czeka na odpowiedź.
- Przykro mi, ale nawet się tam nie wybieram.
- Oh, no nic. Dzięki za wiadomość. Może kiedy indziej. - pomachał mi na odchodne, a ja odetchnęłam z ulgą. I wtedy po raz drugi tego dnia moje serce stanęło. Przede mną stała piątka chłopaków z Lily na czele, która uśmiechała się szeroko. Momentalnie zmaterializowała się obok mnie i zatopiła w moich ramionach.
- Pomyślałam, że wypadałoby się poznać. - powiedziała moja przyjaciółka, kiedy wróciła na swoje miejsce. Przytaknęłam głową.
- Zayn poznaj Mię - ciemnowłosy chłopak wyłonił się na sylwetki dziewczyny i zbliżył się, wyciągając rękę w moją stronę. Uścisnęłam ją, a moją uwagę przykuły tatuaże zdobiące jego ramiona. Nim zdążyłam się im dokładnie przyjrzeć, cofnął się zwalniając miejsce blondynowi z aparatem na zębach.
- Niall - usłyszałam słowa chłopaka. Postąpiłam podobnie jak z Zaynem i potarłam kieszenie jeansów z zdenerwowania. Poznałam jeszcze dwójkę chłopaków : Liama i Louisa, który nie naśladując pozostałych chłopaków, przytulił mnie, przepraszając jednocześnie za incydent przed Ice Castle. Spojrzałam na Harrego, który stał niezgrabnie tuż obok Liama i zmieniał ciężar z jednej nogi na drugą. Nadal pozostał tym samym chłopakiem. Nadal tutaj był, obok mnie. Choć nie mogłam go dotknąć, czułam jego elektryzującą obecność. Poczułam, że ktoś szturcha moje ramię, więc oderwałam wzrok od Stylesa.
- Musimy lecieć. Idziemy do Ice Castle. Może dołączysz do nas?
- Nie! - opowiedziałam zbyt szybko, ponieważ spojrzenia wszystkich padły na moją sylwetkę. - To znaczy...Mam naprawdę dużo do nauczenia.
- Okej, no to do jutra? - spytał się Louis.
- Jasne, pa! - pomachałam im. Kiedy odwrócili się, tak, że stali do mnie tyłem, zrobiłam parę kroków i chwyciłam Harrego za rękę i pociągnęłam go w stronę części wschodniej budynku szkoły. Nie miałam pojęcia skąd wzięła się we mnie ta nagła odwaga. Miałam dość niewiedzy. Miałam dość tego, że w jakiś niewytłumaczalny sposób ciągnęła mnie to tego chłopaka siła, której nie potrafiłam zatrzymać. Czułam ciepło bijące z jego ręki. Ścisnęłam ją mocnej, na co usłyszałam jak wzdycha. Kiedy dotarliśmy na miejsce, puściłam jego dłoń i odwróciłam się. Nie miałam pojęcia co powiedzieć, nie wiedziałam jak się zachować. Czy oby nie przesadzam?
- Dlaczego to robisz? - spytałam na tyle spokojnie, na ile było mnie stać. Zauważyłam, że marszy czoło, łącząc jednocześnie gęste brwi. Najprawdopodobniej uważał mnie za wariatkę...
- Słucham?
Nie byłam pewna, czy dobrze robię rozpoczynając tą rozmowę. Zwątpiłam w to, że dam radę. Jego oczy skierowane wprost w moje odbierały mi odwagi. Ręce miał włożone głęboko w kieszenie zamszowej kurtki.
- Dlaczego mnie unikasz?
- To nie tak Mia. Ja po prostu...
- Co ty po prostu? - w moim głosie można było usłyszeć zalążki zdenerwowania. - Daj spokój i powiedz mi o co chodzi.
- Nie możemy się spotkać. Nie możemy się przyjaźnić. - powiedział, a moje serce zaczęło ciążyć w klatkę piersiowej.
- Dlaczego?
- Nie pytaj o wiele.
W tej chwili żałowałam, że próbowałam dowiedzieć się prawdy. Nie chciał się ze mną spotykać, nie chciał mnie znać. To daje wiele do myślenia. Wpatrywałam się w niego bezczynnie, lecz ocknęłam się i rzuciłam:
- Tak, nie warto.
Odeszłam...


Zmierzchało. Słońce, które dotychczas witało nas swoim lśniącym blaskiem, przemierzało swoją ostatnią drogę, aby za chwilę skryć się za horyzontem. Tuż przy ziemi pojawiała się gęsta mgła, powodująca powstanie nieskazitelnych kropelek wieczornej rosy, które spoczywały na pozieleniałej trawie.
Przemierzając niewielkich rozmiarów ogród usłyszałam hukanie sowy. Rozejrzałam się dookoła, ale nie zauważyłam zwierzątka, które było przedmiotem mojego zaciekawienia. Usiadłam na hamaku zawieszonym pomiędzy dwoma starymi i potężnymi dębami i przymknęłam znużone powieki. Do moich uszu doszedł dźwięk cykania świerszczy , który odbijał piętno w moim umyśle. Ścisnęłam mocniej kubek znajdujący się w moich dłoniach i westchnęłam. To piękne, że gdy choć na chwilę uwolnisz swój umysł , pozwolisz mu odetchnąć, zwrócisz uwagę na rzeczy mniejsze , których w codziennym życiu, w pośpiechu, stresie nie zdołasz usłyszeć .
W życiu trzeba zwolnić, bo tylko wtedy dostrzeżesz coś niezwykłego.


Strasznie zawaliłam. Nie miałam czasu na pisanie kolejnego rozdziału, ale obiecałam, że dodam coś w weekend. Postaram się napisać następny rozdział o wiele lepszy i dużo dłuższy. Będzie wolne i święta, więc... :D Przepraszam, że zawiodłam was tym rozdziałem :( MK. 

3 komentarze:

  1. hej kochanie! nie zawiodłaś nas!:) strasznie podoba mi się ten rozdział, jest taki ksdjfbksbskbcsvkfdbkf. Mia i Haz <3 haha, dodawaj szybko następny misiu;)
    x

    OdpowiedzUsuń
  2. Wcale nas nie zawiodłaś ! Rozdział jest przewspaniały !!!!!
    Ach Hazza... hahah mamy nadzieję że jednak Mia się nie podda :) czekamy na kolejny rozdziałek i życzymy weny :) :*

    OdpowiedzUsuń
  3. pojawił się już następny rozdział na > troublemakerimagine.blogspot.com
    zapraszam kochana :) x

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy