sobota, 23 listopada 2013

Czwarty " Cicho się śmieje "


KOMENTARZ=MOCNA ZACHĘTA DO DALSZEGO PISANIA


Czasami po prostu zastanawiam się czy przeznaczenie ma odgórną rolę w naszym życiu. Czy jest to tak jak w filmie „ Oszukać przeznaczenie” , w którym bohaterowie nie mają żadnego wpływu na wydarzenia, które spotkają ich w przyszłości? A może to jest jedna wielka bujda. Może to co nas zaskakuje, te zdarzenia, które splatają się z naszym losem to nasza podświadomość? To pragnienia, które rozrywają nas wewnętrznie. Choć nie wiedziałam co mnie czeka, miałam nadzieje, że Fortuna pozwoli mi żyć pełnią życia. I mimo to, że po części tak był zaplanowany mój los, czekało mnie mnóstwo niespodzianek. Niekoniecznie przyjemnych.
    - Disneyland? - Wysiadłam ze swojego auta i patrzę na Lily z niedowierzaniem. Ze wszystkich miejsc na świecie, w których mogłyśmy się znaleźć, o tym akurat nie pomyślałam.
    Słyszałam, że to najszczęśliwsze miejsce na ziemi – śmieje się Lily. - Byłaś tu już? - Kręcę głową. - To dobrze , w takim razie zostanę twoją przewodniczką. Nie uważasz, że nam się należy?
    Wzięłam ją pod rękę a ona poprowadziła nas przez bramę. W oczy rzucają mi się kolorowe maskotki, dzieci biegające w około, wymachujące balonami z podobieństwem bohaterów z bajek. Ich uśmiech na twarzy mówi sam za siebie. Najprawdopodobniej jest to ich najlepszy dzień w życiu.
    - Byłam tu już parę razy – zaczyna Lily, której słowa przywołały mnie do rzeczywistości.
    - Czekaj... Czy mi się wydaje , czy przeprowadziłaś się tutaj parę miesięcy temu?
    - Bo tak jest. Ale przecież to nie znaczy, że nie mogłam być w Disneylandzie – odpowiada, ciągnąc mnie w stronę Nawiedzonego Domu. Po Nawiedzonym Domu idziemy na przejażdżkę pirackim statkiem, a potem Lily pyta mnie
    - Twoje ulubione miejsce?
    - Hm, statek – waham się. - Chyba.

     Lily patrzy na mnie pytająco.
    - No dobra, i tu, i tu było fajnie – wzruszam ramionami – Ale w Piratach z Karaibów grał Johny Depp, więc statek od razu ma fory, prawda?
    - Tak, masz rację. Chociaż uważam, że Orlando jest przystojniejszy. - zaśmiała się dźwięcznie, a ja przyłączyłam się do niej.
    Przez ostatnie tygodnie naprawdę zżyłam się z Lily. Na początku znajomości nie mogłyśmy odnaleźć wspólnego języka, ale to tylko i wyłącznie moja wina. Nigdy nie byłam osobą zbytnio otwartą i gadatliwą. Zawsze przypuszczałam, że ludzie typu Lily nie mogą zainteresować się kimś takim jak ja. W okresie dość trudnym dla mnie, czyli zapoznaniem z nową szkołą, nowymi ludźmi , otoczeniem , ona była przy mnie. Często powtarzała Po prostu bądź sobą, a wszyscy cię pokochają. Zaraża swoją energią i duchem życia sprawiając, że szare i rutynowe dni nabierają kolorów.

    Powtórzyłyśmy jeszcze całą zabawę, a potem wracamy jeszcze do Nawiedzonego Domu. Kiedy docieramy do jednej z ostatnich części, a do wagonika wpadają duchy, prawie spodziewam się czegoś naprawdę strasznego. Ale zamiast tego pojawia się tylko jakiś duch z kreskówki, a ja przypominam sobie, że nie jestem już tą dziewięciolatką, której tętno natychmiastowo wzrastało, gdy tylko na jej drodze spotkała kiczowatego ducha wyciętego z kartonu, który wisiał nad drzwiami wejściowymi jej domu w Halloween.
    Retrospekcja
    Wesoła dziewięciolatka przeskakiwała z nogi na nogę nad strugami kałuży, które tego dnia obejmowały większą część ulicy.
    Mamo, tato idziemy? - krzyknęła radosnym głosem.
    - Jej rodzice z uśmiechem na twarzy wyszli z domu, który przyozdobiony był w dekoracje halloweenowe. Nad drzwiami wejściowymi pod wpływem delikatnych podmuchów wiatru powiewała kartonowa sylwetka ducha, która dla dziewczynki o imieniu Mia wydawała się bardzo realistyczna. Małżeństwo złapało córkę za ręce i udali się na poszukiwanie słodyczy , ogłaszając typowe Cukierek albo psikus.
    - Mamo, mamo zobacz! Mam już prawie cały kubełek! - krzyczała dziewczynka, która wybiegła z domu państwa Donavan.
    - Tak, jesteś w tym bardzo dobra – odrzekł jej tata, na co Alex wskoczyła mu na ramiona.
    Koniec retrospekcji
    Wracajmy już.


No dalej, szybciej – popędzałam autobus, który spóźnił się dobre dziesięć minut. Zniecierpliwiona przenosiłam ciężar ciała z jednej nogi na drugą. Zaciągnęłam się głęboko powietrzem, aby rozluźnić gniew pałaszujący moje ciało, ale od razu tego pożałowałam. Do moich nozdrzy dostał się zapach dymu papierosowego, który drażnił jego wnętrze. Zasłoniłam ręką część twarzy, przeczekując rozejście się zapachu po pojeździe. Do uszu wsadziłam słuchawki i włączyłam moją playlistę, a na głowę założyłam kaptur. Głośna muzyka początkowo podrażniała moje bębenki, ale z biegiem czasu moje podejście do twórczości Sida Viciousa* przeszło od irytującego do neutralnego. Odetchnęłam z ulgą , kiedy ujrzałam budynek mojej szkoły dokładnie dwie minuty przed dzwonkiem. Opuściłam autobus i szybkim krokiem podążyłam w stronę klasy pana Silla , nauczyciela od angielskiego. Idę na swoje miejsce z tyłu klasy, omijając torbę, którą Katy Missy postawiła na środku przejścia , tuż na mojej drodze, i zignorowałam jej zwyczajowe obelgi Ofiara, które mamrocze pod nosem. Usiadłam , wyjęłam z plecaka podręcznik, zeszyt i długopis , i ponownie wkładam słuchawki w swoje miejsce. Położyłam torbę na wolnym miejscu obok i czekam na pana Silla. Nauczyciel od angielskiego zawsze się spóźnia, może dlatego, że ma problemy z alkoholem i tuż po zajęciach, za budynkiem sklepiku szkolnego popija z srebrnej piersiówki, a robi to dlatego jego żona ciągle na niego wrzeszczy, syn go nienawidzi, a on sam ma dość swojego życia. Zamykam oczy i czekam, pałaszując palcami w kieszeniach, w których znajduje się opakowanie gum do żucia i bilet dzisiejszego przejazdu autobusem.
Chwilę przed tym, zanim do klasy wchodzi pan Sill, zdejmuję kaptur, wyłączam muzykę i zaczynam udawać, że przeglądam podręcznik. Nie podnoszę wzroku, kiedy nauczyciel oznajmia:
Moi drodzy, to jest Harry Styles. Właśnie przeniósł się tutaj z Holmes Chapel. Harry, proszę zajmij miejsce z tyłu , obok Mii. Dopóki nie zakupisz podręcznika będziesz korzystał z jej egzemplarza.
Harry jest boski. Wiem to, choć nawet nie podnoszę wzroku, bo kto by nie znał międzynarodowej gwiazdy muzyki. Ludzie zaczynają szeptać między sobą, lecz efekt zatajenia ich zdania o nowo przybyłym uczniu nie przynosi rezultatu. Ludzie są bezwstydni i nie liczą się z prywatnością innych, takie jest moje zdanie. Kiedy przechodzi tuż obok mnie, udaję, że zagłębiłam się w treść lektury.
- Cześć. - Harry siada na krześle obok, przesuwając przy okazji mój plecak, który z prawie głuchym odgłosem kładzie przy naszej ławce. Kiwam głową, nadal nie ośmielając się podnieść wzorku wyżej niż do jego zadbanych butów. Pan Sill prosi, abyśmy otworzyli podręcznik na stronie 93, co sprawia, że Harry przybliża się do mnie, tak, że poczułam jego zimny oddech na szyi i pyta:
- Mogę zerknąć?

Milczę, z obawy przed jego bliskością. Zdobywam się na przesunięcie książki na środek ławki. Ale wtedy on zmniejsza przestrzeń między nami, przysuwając krzesło bliżej mojego, a ja umykam na krawędź siedzenia i zasłaniam twarz ciemnobrązowymi puklami włosów. Na co on śmieje się cicho.
Śmieje

* angielski muzyk, najbardziej znany w latach 1977-1978 jako basista punk rockowego zespołu Sex Pistols


Postaram się dodawać rozdziały jak najczęściej, ale naprawdę mam dużo na głowie. Pierwsza liceum daje popalić. Mam nadzieje, że się podoba :) Pozdrawiam Wasza MK

wtorek, 19 listopada 2013

Trzeci " Wzloty i upadki "

Każdy czasem zatrzymuje swoje życie i zadaje sobie pytanie „ Czy jestem szczęśliwy ?”. Wszelkie cząsteczki i atomy , z których zbudowany jest świat stają w miejscu. Rozglądamy się dookoła szukając odpowiedzi , panikujemy kiedy zdajemy sobie sprawę , że nikt nie pomoże nam udzielić odpowiedzi. Zostajemy w tym zupełnie sami, bo w końcu to nasze życie , nasze problemy , wzloty i upadki. Mamy złudne nadzieje,że ktoś zainteresuje się nami , wspomoże w trudnych chwilach. Lecz ludzie próbują odseparować nas od siebie. Nie interesuje ich to co złe w naszym życiu. Myślimy, że możemy się do nich zwrócić,lecz oni stają na pograniczu słów „ mogę” a „powinienem” , tworząc ogromną i przestrzenną pustkę. Czy borykając się z własnymi problemami nie stajemy się silniejsi ?Czy to nie powoduje, że rośniemy w siłę , niekoniecznie w siłę fizyczną , ale psychiczną. Uczymy się polegać na sobie , bo jeśli ktoś nie ma wyboru zawsze da sobie radę.

Błękitne niebo przedzierało się przez ciemne chmury. Mgła obejmowała swoim zasięgiem okoliczne łąki i lasy a trawa igrała z poranną rosą. Ciszę przerwał ryk jelenia , który poległ w bitwie z przeznaczeniem. Jego ciało upadło bezwiednie na mokre źdźbła trawy. Krwawił. Ostatkami sił podniósł głowę spojrzał na wschodzące słońce , zaryczał i poddał się ciemności. Strach uleciał w zapomnienie, spokój ogarnął jego serce , które z sekundą na sekundę wyciszało się. Zapanowała bezkresna i bezwiedna , błoga cisza.

Następny dzień nie był jednym z moich najlepszych. Budzik przerwał ciszę punkt siódma rano. Uderzyłam w niego ciężką ręką , tak aby się wyłączył. Wyciągając nogi i ręce , rozciągnęłam się głośno wdychając powietrze. Syknęłam , czując ból w łydce, który najczęściej objawia się tuż po przebudzeniu. Cholera ! Przymknęłam powieki i zacisnęłam usta w zamiarze przeczekania skurczu. Poruszyłam lekko palcami od nogi , ale na moje nieszczęście ból nie zmniejszył się , ale wręcz przeciwnie. Wyciągnęłam nogę na tyle, na ile pozwalał mi mój zakres ruchu. W tej pozycji pozostałam przez następne dwie minuty, do czasu kiedy poczułam rozluźnienie w kończynie. Podparłam się na łokciach i powolnymi ruchami usiadłam na łóżku, spuszczając bezwiednie nogi , które dotnęły zimnej posadzki. Przez moje ciało przeszedł dreszcz. Oplotłam rękoma klatkę piersiową w geście ochronienia się przez podmuchami zimna. Spojrzałam na okno, które było powodem nieprzyjemnego chłodu w pomieszczeniu. Wstałam z łóżka i zamknęłam je. Zegarek wskazywał 7:10. Z pośpiechem weszłam do łazienki. Opłukałam twarz i umyłam zęby. Włosy, które były w nieładzie, rozczesałam dokładnie grzebieniem i związałam w warkocza. Wciągnęłam na siebie jeansy i beżowy sweter , po czym chwytając w pośpiechu plecak , zbiegałam na parter. Nie miałam czasu na śniadanie, dlatego nie wchodząc do kuchni , krzyknęłam do mamy, że przyjdę do Ice Castle , tuż po skończeniu zajęć. Przekraczając próg domu poczułam zimny podmuch wiatru. Owinęłam wokół szyi szalik a na głowę założyłam czapkę.
Droga do szkoły zajęła mi parę minut. Na parkingu znajdowało się już sporo samochodów. Uczniowie stali przy nich i rozmawiali, rozkoszując się ostatnimi chwilami wolności. Przechodząc obok sali nr 14 w oddali ujrzałam chłopaka o nietypowym zachowaniu. Siedział na jednym z krzeseł znajdujących się przy oknie a twarz zasłaniał kaptur, który spoczywał na jego głowie. Z jego ust wydobywały się dźwięki. Wytężyłam słuch i zorientowałam się, że chłopak śpiewa jedną z piosenek popularnego zespołu Kings Of Leon. Zastygłam w bezruchu przysłuchując się melodyjnemu głosowi. Lecz nie trwało to długo. Kilka sekund później rozbrzmiał dzwonek, wzywający uczniów na zajęcia. Ja natomiast udałam się sekretariatu , w którym miałam odebrać mój plan lekcji oraz podpisać dokumenty, które najprawdopodobniej był formalnością. Zapukałam w drzwi z nr 12 , a gdy usłyszałam ciche proszę weszłam do środka. Powitałam się uprzejmie z sekretarką. Wyglądała na kobietę po pięćdziesiątce. Włosy , już nieco posiwiałe, krótko obcięte. Na twarzy można było zauważyć zmarszczki, które sprawiały, że jej twarz wydawała się bardziej przyjacielska.
- Witaj. Ty na pewno jesteś Mia Collins. - zaczęła rozmowę kobieta siedząca za lekko zabałaganionym biurkiem.
- Tak. Skąd pani wie? - spytałam się, będąc lekko zdziwiona.
- Jesteś bardzo podobna do mamy. - odpowiedziała zerkając w moje oczy.
- Odpowiedź naprawdę mnie zaskoczyła. Nigdy nie porównywałam się z Marie.
- Tutaj masz plan a tu mapkę szkoły. 
- Dziękuję . - rzekłam z uśmiechem. Jeszcze przez kilka minut przebywałam w sekretariacie. Ściany były blade a na nich porozwieszane portrety byłych dyrektorów szkoły. Zabrałam potrzebne rzeczy i opuściłam pomieszczenie. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu sali, w której właśnie trwała lekcja angielskiego. Obok wejścia do szkoły , na ławce , zobaczyłam dziewczynę. Miała brązowe, długie włosy i wpatrzona była w swój telefon. Podeszłam do niej w zamiarze dopytania się o poszukiwaną przeze mnie klasę.
- Przepraszam, nie chcę przeszkadzać, ale czy mogłabyś powiedzieć mi gdzie znajduje się sala pana Silla? - powiedziałam najbardziej uprzejmym głosem , na jaki było mnie stać. Dziewczyna oderwała się od swojego zajęcia i spojrzała na mnie. Była naprawdę bardzo ładna. Wydęte wargi , zgrabny nos i idealnie wyprofilowana twarz. Mogłabym nawet stwierdzić, że najprawdopodobniej przedmiotem westchnień większość chłopców tej szkoły(i nie tylko tej). Ukazała hollywoodzki uśmiech i podrapała się bo głowie w geście zastanowienia.
- Hmm. Drugie piętro , ostatnie drzwi po prawo.
- Dziękuję bardzo. - rzekłam i miałam zamiar odejść, kiedy dziewczyna odezwała się:
- Jestem Liliana. A Ty to Mia?
- Tak. Czy ja coś przegapiłam, że każdy wie jak się nazywam?
 - Ludzie tutaj żyją Twoim przyjazdem. Jesteśmy na samym krańcu Londynu, nikt za często nas nie odwiedza. Przyzwyczaj się. - uśmiechnęła się szeroko.
 -  Postaram się. Muszę już iść, angielski czeka. - powiedziałam.
- Tak, miło było Cię poznać, Mia.
- Mnie ciebie również. - pomachałam jej na pożegnanie i skierowałam się do wskazanej mi przez Lily klasy. 


Przepraszam , że taki krótki :(

Obserwatorzy