KOMENTARZ=MOCNA ZACHĘTA DO DALSZEGO PISANIA
Stałam przed lustrem w swojej sypialni, owinięta puszystym białym ręcznikiem, usiłując pozbyć się kołtuna ze swoich wilgotnych ciemnych włosów. Było cicho, tylko z starego kaloryfera obok szafy dobiegało jak zwykle stukanie - kiedy byłam dzieckiem, ten dźwięk nie pozwalał mi zasnąć. Wyobrażałam sobie starą wiedźmę, która próbuje dostać się do pokoju. Ale zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Tak jak do blizny na brzuchu - miałam ją od 10 roku życia, a pojawiła się po operacji wycięcia wyrostka.
Usłyszałam ciche kroki, kierujące się w stronę mojego pokoju. To nie mogła być Marie. Zaczynała właśnie swoją popołudniową zmianę w Ice Castle. Owinęłam się ciaśniej ręcznikiem, z bijącym sercem, bo w głowie zaroiła mi się myśl o włamywaczach i mordercach. Nasłuchiwałam przez chwilę, ale nic więcej nie usłyszałam. Ściskając mocniej grzebień, powolnym krokiem podeszłam do drzwi. Wychyliłam głowę przez ramę i rozejrzałam się. Przed moimi oczami mignęła smukła sylwetka, aby zaraz potem uściskać mnie mocno. Oderwała się ode mnie i uśmiechnęła szeroko, podchodząc jednocześnie do łóżka. Spoczęła na nim wygodnie i zaczęła:
- Dawno tu nie byłam.
Mój wzrok spoczął na jej twarzy. Była prawie jak dotychczas. Prawie. Nie licząc lekko posiniaczonego oka. Dziewczyna najwyraźniej zauważyła, że zwróciłam uwagę na jej ranę, bo gwałtownie wstała i ustała, tyłem do mnie, tuż przy oknie. Nie czekając dłużej, ruszyłam w jej kierunku. Położyłam dłoń na ramieniu Lily, na co zadrżała lekko.
- Co się stało? Kto ci to zrobił?
Dziewczyna opuściła głowę, wpatrując się w zniszczone trampki. Owinęła się swoimi rękami, tak jakby próbowała osłonić się przed czymś niebezpiecznym. Chwyciłam ją za dłoń i obróciłam, tak że stałyśmy twarzą w twarz. Chwyciłam jej podbródek, próbując podnieść głowę. Dziewczyna unikała mojego spojrzenia. Wiedziała, że kiedy spojrzy w moje oczy wszystko się wyda.
- To on?
Zesztywniała momentalnie i podniosła brwi w geście niewiedzy.
- Zayn? - kiedy tylko wypowiedziałam jego imię, ona wyrwała się z mojego uścisku, przemierzyła całą długość pokoju i stanęła przy starym, zniszczonym fotelu. Na jej twarzy wymalowany był smutek. Kilka łez spadło na jej lekko zarumieniony policzek.
- Jak mogłaś pomyśleć, że to on? - spytała mnie łamliwym głosem. W moim sercu zrodziły się wyrzuty sumienia. Miała rację...
- Przepraszam, po prostu...przepraszam. - usiadłam na krawędzi łóżka, zatapiając twarz w swoich zziębniętych dłoniach. Co się z nami stało? Jak to możliwe, że jeszcze niedawno byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami? Wtedy zjawili się chłopacy i wszystko się zmieniło. Ona się zmieniła, ja się zmieniłam. Zaczęłyśmy spędzać ze sobą coraz mniej czasu, ona chodziła na spotkania z Zaynem, ja nie mając innego wyboru przesiadywałam popołudnia w Ice Castle czytając książki lub oglądając coraz to kolejne filmy. To nie było tak, że więź się zerwała. Nie...
" Ale niektóre sytuacje, te niekoniecznie dobre, powodują, że w przyszłości jesteśmy bardziej szczęśliwi. "
- Wróciłam właśnie ze spotkania z chłopakami, wtedy kiedy proponowałam ci wspólny wypad. Było około godziny dwudziestej drugiej. Mój tata siedział na fotelu, oglądając kolejny mecz koszykówki. Wokół niego leżało mnóstwo pustych butelek po piwie. Kiedy tylko mnie zobaczył, rozpętała się burza. Zaczął krzyczeć, wyzywał mnie, obrażał chłopaków, nawet ciebie...Miałam dość, więc po prostu odwróciłam się, żeby odejść. Jednak on szybko mnie złapał i uderzył, rozumiesz? On mnie uderzył... - łzy, które dotychczas próbowała zatrzymać, wydostały się. Podałam jej chusteczki, leżące na naszym stoliku. Dziewczyna chwyciła je szybko i wytarła załzawione oczy.
- Jeśli chcesz, możesz zatrzymać się u mnie na jakiś czas. - zaproponowałam.
Lily przerwała swoją poprzednią czynność i spojrzała w moje oczy. Próbowała doszukać się jakiegokolwiek żartu, kpiny, ale nic takiego nie znalazła.
- Nie chcę zrzucać na ciebie całego ciężaru. To... - przerwałam jej - Daj spokój , po prostu się zgódź. Na moje słowa przytaknęła tylko głową, nie wchodząc w dalszą rozmowę na ten temat.
- Mogłabyś zadzwonić do Zayna, żeby poszedł po moje rzeczy?
Zgodziłam się.
Jeden sygnał, drugi sygnał...
- Halo?
- Zayn? Tutaj Mia, poznaliśmy się niedawno. - zaczęłam.
- Tak, pamiętam. Coś się stało? - zagadnął wesołym głosem.
- Właściwie to tak, mógłbyś przyjechać na Garden Street 60 ? - zapytałam niepewnym głosem, lecz on natychmiast się zgodził i oznajmił, że zjawi się za parę minut.
To działo się szybko. Stanowczo za szybko. Przed drzwiami zjawiła się trójka chłopaków, a zaraz potem Zayn wybił się na przód przepychając wszystkich i wbiegł na piętro. W mgnieniu oka znalazł się obok Lily, kleknął przy niej i chwycił jej twarz w dłonie. Poruszał szybko ustami, tłumacząc jej coś czego nie zrozumiałam ze względu na dzielącą nas odległość. Ona przytaknęła na jego słowa i uśmiechnęła się lekko. Zayn nachylił się nad nią i dotykał ustami każdy zakątek jej twarzy, tak jakby chciał scałować wszystkie łzy, które były oznaką bólu. Poczułam dreszcze i nagłe osłabienie. Podparłam się ręką o biurko i pochyliłam głowę, zaczerpując świeże powietrze. Ktoś dotknął mojego ramienia, a zaraz potem klęknął przede mną pytając się czy wszystko ze mną dobrze. Zacisnęłam mocno powieki i jąkając się powiedziałam:
- Szafka, obook łóżk...obok łóżka. Tam jest...insulina.
Nikt się nie ruszał, wszyscy zastygli w miejscu.
- Szybko! - krzyknęłam ostatkami sił, na tyle ile było mnie stać. Louis zerwał się pierwszy, biegnąć do szafki. Przetrząsał każdy jej kawałek.
- Nic tu nie ma! Nic tu nie ma! - krzyczał, jednocześnie wciąż przeszukując półkę. Na moich plecach poczułam dłoń. Przesuwał nią z góry w dół, masując delikatnie. Przez moje ciało przechodziły iskry elektryzującego ciepła.
- Louis szybciej! - w pokoju rozległ się krzyk Harrego. Był tuż obok mnie...Właśnie tego pragnęłam przed te ostatnie parę tygodni. Lecz dużo się zmieniło, sytuacja się zmieniła. Moje nogi oderwały się od podłogi, ręce powędrowały na umięśnioną klatkę piersiową. Opadłam na miękkie łóżko.
Co tą insuliną? Pośpiesz się Louis! Jest w łazience! Krzyki zebranych w moim pokoju przecinały się. Nie rozróżniałam ich, nie wiedziałam co jest rzeczywistością. Lecz ten jeden głos poznam zawsze, głos ,który szepcze mi, że wszystko będzie dobrze. Napełniła mnie wewnętrzna siła, dzięki niej mogłam walczyć, żeby nie upaść w nicość.
Ktoś złapał mnie mocno za ramię, a zaraz potem poczułam ukłucie. Zacisnęłam mocniej dłonie i podwinęłam nogi do klatki piersiowej.
- Już dobrze Mia, już dobrze - głos Lily rozchodził się po mojej głowie, tworząc echo. Zlokalizowałam miejsce, z którego dochodził. Uchyliłam delikatnie powieki i rozejrzałam się. Lily wraz z Zaynem stała przy drzwiach do łazienki, Louis siedział na fotelu w najdalszym zakątku pokoju, a obok mnie spoczywał Harry. Spojrzałam na niego. Jego oczy uległy zmianie. Zniknęły radosne iskierki, które witały mnie dotychczas. Płynna zieleń ustała, przywołując smutek, który je obezwładnił. Podniosłam rękę, która wydawać by się mogło, ważyła teraz ponad parę kilogramów. Zawahałam się, lecz przesunęłam zimnymi koniuszkami palców po rozpalonej skórze twarzy Harrego. Zaczynając od sklepienia żuchwy i szyi wędrowałam w górę, muskając kącik jego ust. Zatrzymałam się chwilę w tym miejscu i spojrzałam na jego usta. Wciąż spierzchnięte i lekko rozchylone, pod wpływem mojego dotyku. Przeniosłam wzrok na jego oczy, które spoglądały prosto w moje. Rozprostowałam dłoń i przyłożyłam ją do policzka Harrego.
- Dziękuję - szepnęłam cicho, nachylając się do jego ucha.
Mimo, iż wiedziałam, że muszę się podnieść, naprawdę tego nie chciałam. Rozłożyłam ręce po obu stronach łóżka i wyprostowałam zdrętwiałe nogi. Zacisnęłam dłonie w pięści i przetarłam nimi oczy. Pokój był pusty. Podparłam się rękoma i uniosłam delikatnie. Usiadłam na łóżku, a nogi opuściłam na zimną podłogę. Chwyciłam za mój niebieski, ciepły szlafrok, który dostałam na 16 urodziny od taty i skierowałam się w stronę drzwi. Przemierzałam korytarz w zupełnej ciszy. Słychać było tylko ledwie słyszalne skrzypienie podłogi pod wpływem mojego ciężaru. Schodząc na parter usłyszałam ciche rozmowy, ale gdy tylko zjawiłam się w progu salonu dyskusja zamarła. Spojrzenia wszystkich skierowane były w moją stronę.
- Jak się czujesz?
Nie podobają mi się ostatnie rozdziały. Staram się coś pisać, ale to nie jest to kiedy nie ma się weny. Może mnie coś nagle oświeci i napiszę coś dobrego ! :) Przepraszam MK .
- Louis szybciej! - w pokoju rozległ się krzyk Harrego. Był tuż obok mnie...Właśnie tego pragnęłam przed te ostatnie parę tygodni. Lecz dużo się zmieniło, sytuacja się zmieniła. Moje nogi oderwały się od podłogi, ręce powędrowały na umięśnioną klatkę piersiową. Opadłam na miękkie łóżko.
Co tą insuliną? Pośpiesz się Louis! Jest w łazience! Krzyki zebranych w moim pokoju przecinały się. Nie rozróżniałam ich, nie wiedziałam co jest rzeczywistością. Lecz ten jeden głos poznam zawsze, głos ,który szepcze mi, że wszystko będzie dobrze. Napełniła mnie wewnętrzna siła, dzięki niej mogłam walczyć, żeby nie upaść w nicość.
Ktoś złapał mnie mocno za ramię, a zaraz potem poczułam ukłucie. Zacisnęłam mocniej dłonie i podwinęłam nogi do klatki piersiowej.
- Już dobrze Mia, już dobrze - głos Lily rozchodził się po mojej głowie, tworząc echo. Zlokalizowałam miejsce, z którego dochodził. Uchyliłam delikatnie powieki i rozejrzałam się. Lily wraz z Zaynem stała przy drzwiach do łazienki, Louis siedział na fotelu w najdalszym zakątku pokoju, a obok mnie spoczywał Harry. Spojrzałam na niego. Jego oczy uległy zmianie. Zniknęły radosne iskierki, które witały mnie dotychczas. Płynna zieleń ustała, przywołując smutek, który je obezwładnił. Podniosłam rękę, która wydawać by się mogło, ważyła teraz ponad parę kilogramów. Zawahałam się, lecz przesunęłam zimnymi koniuszkami palców po rozpalonej skórze twarzy Harrego. Zaczynając od sklepienia żuchwy i szyi wędrowałam w górę, muskając kącik jego ust. Zatrzymałam się chwilę w tym miejscu i spojrzałam na jego usta. Wciąż spierzchnięte i lekko rozchylone, pod wpływem mojego dotyku. Przeniosłam wzrok na jego oczy, które spoglądały prosto w moje. Rozprostowałam dłoń i przyłożyłam ją do policzka Harrego.
- Dziękuję - szepnęłam cicho, nachylając się do jego ucha.
Mimo, iż wiedziałam, że muszę się podnieść, naprawdę tego nie chciałam. Rozłożyłam ręce po obu stronach łóżka i wyprostowałam zdrętwiałe nogi. Zacisnęłam dłonie w pięści i przetarłam nimi oczy. Pokój był pusty. Podparłam się rękoma i uniosłam delikatnie. Usiadłam na łóżku, a nogi opuściłam na zimną podłogę. Chwyciłam za mój niebieski, ciepły szlafrok, który dostałam na 16 urodziny od taty i skierowałam się w stronę drzwi. Przemierzałam korytarz w zupełnej ciszy. Słychać było tylko ledwie słyszalne skrzypienie podłogi pod wpływem mojego ciężaru. Schodząc na parter usłyszałam ciche rozmowy, ale gdy tylko zjawiłam się w progu salonu dyskusja zamarła. Spojrzenia wszystkich skierowane były w moją stronę.
- Jak się czujesz?
Nie podobają mi się ostatnie rozdziały. Staram się coś pisać, ale to nie jest to kiedy nie ma się weny. Może mnie coś nagle oświeci i napiszę coś dobrego ! :) Przepraszam MK .