Myślicie
, że życie z kimś na kim Ci nie zależy jest łatwe ? Mnóstwo
negatywnych emocji kłębi się w określonej przestrzeni powodując
zagęszczenie atmosfery między niewinnymi ludźmi. Codzienne
wysłuchiwanie kłótni , krzyki i płacz . To rozpis tego co czeka
nas każdego dnia. Marzymy o choć jednej chwili wytchnienia , czegoś
co zaspokoi nasze oczekiwania . To tak jak nakrycie pożaru w zarodku
azbestem. Nie daje Ci całkowitego zaspokojenia , choć uzupełnia
siły .
Jadąc
z tatą na lotnisko , szeroko otworzyliśmy okna samochodu. W
Madrycie było ponad trzydzieści dwa stopnie przy lekko zachmurzonym
niebie. Miałam na sobie niebieską bluzkę na ramiączka , która
odkrywała mi plecy . Do samolotu zamierzałam ubrać sweter .
Celem
podróży było miasto Londyn położone na południowo- wschodnim
krańcu Wielkiej Brytanii. Miasto wyróżniało się deszczowym
klimatem , od którego ucieka mnóstwo ludzi. Jednym z nich był mój
ojciec. Choć mieszkałam z tatą w słonecznym Madrycie , w Londynie
musiałam spędzać bite 2 miesiące każdego roku. Byłam przerażona
, nienawidziłam tego miejsca.
Za
to Madryt uwielbiałam. Kochałam je za słońce i upał , za bijącą
od tego miejsca żywotność , za tempo , z jakim się rozwijało.
- Mia – odezwał się tata w hali odlotów – pamiętaj , że nie
musisz tego robić. - Powiedział to po raz setny i niewątpliwie
ostatni.
Mój
tata wyglądał zupełnie tak jak ja , jak ja z ciemnymi włosami i
lekkimi zmarszczkami. Spojrzałam mu w oczy – ma wielkie oczy
dziecka – i poczułam narastającą panikę. Jak mogłam zostawić
samą tak nieobliczalną i nieprzytomną osobę? Czy sobie poradzi?
Martwię się , że rachunki nie będą płacone w terminie , lodówka
i bak nie będzie pełny , że się zgubi , a nie będzie miał do
kogo zadzwonić .
- Ja
naprawdę chcę jechać – skłamałam. Nigdy nie byłam
uzdolnionym kłamcą , ale ostatnio powtarzałam to zdanie tak
często , że brzmiało już niemal przekonująco.
- Pozdrów
ode mnie Marie.
- Nie
zapomnę.
- Niedługo
się zobaczymy – powiedział z przekonaniem w głosie. - Możesz
wrócić do domu w każdej chwili. Tylko zadzwoń , a zaraz się
pojawię.
Miałam
świadomość , że ta obietnica sporo go kosztuje.
- Nic
się nie martw , będzie fajnie . Kocham cię , tato.
Przytulił
mnie mocno do siebie i trzymał tak przez dłuższą chwilę, a potem
wsiadłam do samolotu i już go nie zobaczyłam. Czekały mnie 3
godziny lotu z Madrytu do Liverpoolu , potem godzina w autobusie do
Londynu i wreszcie droga z lotniska do nowego domu. Nie bałam się
latania , tylko właśnie tej godziny w aucie sam na sam z moją mamą
Marią.
Do
tej pory zachowywała się bez zarzutu. Najwyraźniej bardzo
ucieszyła się , że miałam z nią po raz pierwszy zamieszkać
niemal na stałe. Zapisała mnie już do tamtejszego liceum i
obiecała pomóc w kupnie auta.
Mimo
to byłam pewna , że będziemy nieco skrępowane. Żadne z nas nie
należało do ludzi gadatliwych , a i tak nie wiedziałabym ,o czym
opowiadać. Wiedziałam , że moja decyzja ją zaskoczyła . Nigdy
nie kryłam mojej niechęci do Londynu. Na miejscu przyjechała po
mnie Maria. Gdy schodziłam niezdarnie po schodkach na płytę
lotniska , przytrzymała mnie odruchowo , abym nie upadła . Ścisnęła
delikatnie moją rękę , myślałam , że to jej ruch witający mnie
. Lecz byłam w błędzie . Chwilę na mnie popatrzyła i uścisnęła
uprzejmie.
- Jak
dobrze cię widzieć , Mia. Czekałam na ciebie . Nie zmieniłaś
się zbytnio.
- Też
się cieszę , że cię widzę , mamo.
- Co
słychać u taty ?
- U
taty wszystko w porządku , kazał cię pozdrowić.
- Gdy
tylko będziesz z nim rozmawiać podziękuj mu.
- Tak
zrobię.
Miałam
zaledwie parę toreb , bo większość moich ubrań nie pasowała do
tego zimnego i deszczowego miejsca. Właściwie od dłuższego czasu
zbierałam parę groszy , aby powiększyć moją cieplejszą
garderobę. Wszystko bez problemu zmieściło się do auta.
- Znalazłam
naprawdę dobre auto, jak dla ciebie. - oznajmiła mama po zapięciu
pasów.
- Jaka
to marka? - nie spodobało mi się to „ jak dla ciebie” .
- Sama
nie wiem , to garbus .
- Gdzie
go znalazłaś ?
- Pamiętasz
Sama z obrzeży miasta ?
- Nie.
- Jak
byłaś mała , często bawiłaś się z nim na pobliskim placu
zabaw. Jest w twoim wieku. - powiedziała Maria.
To
by wyjaśniało dlaczego go nie pamiętam. Jestem prawdziwą
mistrzynią w wymazywaniu z pamięci bolesnych i niepotrzebnych
wspomnień.
- Naprawia
auta , stare auta. - ciągnęła mama – więc ma parę na zbyciu.
- Jaki
to rocznik ? - Sądząc po jej minie , miała nadzieję , że o to
nie spytam.
- No
cóż , Sam nieźle napracował się przy silniku, teraz jest prawie
jak nowy.
Chyba
nie myślała, że poddam się tak łatwo .
- Który
to rocznik ? - ciągnęłam.
- Bodajże
1979. A może z wczesnych lat sześćdziesiątych .
- Mamo
, przecież wiesz , że nie znam się na samochodach.
- Ja
też , Mia. Ale nie bój się , bryka działa jak trzeba.
Bryka
? Hmm.... Może nie będzie , aż tak źle jak sądziłam. Chociaż
nie muszę już szukać nazwy dla samochodu... Garbi Super Bryka.
Brzmi nieźle, nie ?
- Mówiłaś
, że tanio . To znaczy ?
- Poniekąd
już go kupiłam. - powiedziała zawstydzona – To prezent
powitalny.
Bomba.
Garbi Super Bryka za darmo , to chyba dobrze.
- Naprawdę
nie musiałaś , miałam przeznaczone na to pieniądze .
- To
nic takiego , cieszę się , że dostałaś coś ode mnie . Dawno
się nie widziałyśmy , muszę to jakoś nadrobić.
Troskliwa
mamusia . Tylko nie to .
Przez
większość rozmowy nie spojrzała mi w oczy . Może to dlatego , że
musiała mówić to co czuła? Odziedziczyłam to po niej , nie
jestem na tyle śmiała ,aby powiedzieć komuś prosto w oczy o moich
uczuciach. Ach , te geny.
- To
naprawdę wiele dla mnie znaczy , dziękuję.
- Och
, nie masz za co . - powiedziała radośnie i uśmiechnęła się.
Jeszcze
przez chwilę wymieniliśmy parę uwag dotyczących pogody- nadal
padało i to by było na tyle- i przyrody . Wpatrywałam się w
drogę w milczeniu.
Okolica
była niezaprzeczalnie urocza. Wszystko tonęło w zieleni : korony
drzew, ich pokryte mchem pnie , porośnięta paprociami ziemia. Nawet
powietrze wydawało się zielone w świetle sączącym się przez
baldachim igieł. Przez tę wszechobecną zieleń czułam się jak na
obcej planecie.
Tuż
przed porą obiadową zjawiłyśmy się na skrzyżowaniu dróg Gordon
Street i Marlon Street. Ostrożnie wysiadłam z auta , przytrzymując
się drzwi. Jeśli złączyć by moją koordynację i trawę , która
pod wpływem unoszącej się nad ziemią rosy zwilgotniała , nie
skończyłoby się to za dobrze. Rozejrzałam się dookoła. Ten sam
dom , który stoi tu od lat , dom , który był moim pierwszym
miejscem dzieciństwa. Ściany mieszkania zostały przyrośnięte
mchem , który sprawiał , że to miejsce stawało się jeszcze
bardziej przytulne , bezpieczne. To dziwne , że nie lubię tego
miejsca , prawda ? To nie dlatego , że ten dom kojarzy mi się z
kłótniami rodziców tuż przed rozwodem , nie dlatego , że
krajobrazy są nie wystarczające. Moją niechęć wzbudza deszcz .
Zimno . Nienawidzę deszczu. Wszystko co zimne i mokre... Brr...
Nigdy
wcześniej nie chciałam przyjeżdżać do Londynu na dłuższy czas.
Zazwyczaj wystarczały mi wakacje spędzone tutaj. Drugim z powodów
jest moja odmienność. W szkole w Madrycie nie mam przyjaciół. Nie
chętnie zawiązuję nowe znajomości. Ludzie ze szkoły nie chcą ze
mną rozmawiać. Może to dlatego , że mam inny gust w muzyce , w
ubiorze i nie wyglądam jak wszystkie inne dziewczyny z mojej klasy.
Czy jeansy i t-shirt to coś złego?Któregoś
dnia , z racji tego , że pani Casee od biologii kazała przygotować
mi projekt z Amandą Wistwoock musiałam udać się do jej domu .
Dziewczyna nie chciała mnie wpuścić do środka tylko dlatego , że
miałam sweter , który nie był w stu procentach bawełniany. Bo jak
to ona powiedziała „ mam na to uczulenie „ . Czy tylko mi wydaję
się to absurdalne ? Czy każdy człowiek musi podporządkować się
wymaganiom innych?
Oto nowe opowiadanie , czekam na wasze zdanie :) MK .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz